Sylwetki członków ŚTG: Maria Rągowska

wizytMajka

  1. Dlaczego genealogia?  Po śmierci rodziców porządkowałam pozostałe papiery i uświadomiłam sobie, że nie wiem prawie nic. Zwłaszcza o rodzinie ojca. Dorastałam w przekonaniu, że Rągowskich oprócz nas już nie ma. Później sama sprawdziłam, że tak jest rzeczywiście. Genealogia pojawiła się latem 2002 roku. To był mój sposób radzenia sobie ze stratą kogoś bliskiego.
  2. Jak trafiłeś do ŚTG? W tym czasie nie było jeszcze innych towarzystw genealogicznych. Był Internet i genealodzy skupieni wokół pl.soc.genealogia. Znaliśmy się jedynie wirtualnie. Na forum prowadziliśmy ostre dyskusje, kwitło korespondencyjne życie. Potrzebowałam w realu pogadać z kimś myślącym podobnie, poradzić się, douczyć. Przeczytałam, że we Wrocławiu działa Śląskie Towarzystwo Genealogiczne i przyszłam. To była końcówka 2004 roku. Niedawno przypadkiem natknęłam się na korespondencję z tego okresu: prezes Grzegorz Mendyka zaprasza na spotkanie, odpowiadając na moje pytanie „czy każdy może przyjść?” Pamiętam, że z miejsca urzekła mnie sympatyczna, ciepła atmosfera. Przyjęto mnie serdecznie, jakbym była oczekiwanym gościem. Wsiąkłam.
  3. Czy skupiasz się tylko na własnych poszukiwaniach, czy też chętnie włączasz się w większe projekty? Jakie? Co cię interesuje? Od jakiegoś czasu moje własne poszukiwania schodzą na dalszy plan. Cały czas pochłaniają realizacje Towarzystwa. PUR, cmentarze, a ostatnio  praca nad publikacją. Trzeci tom będzie się nazywał PARANTELE, roczniki Śląskiego Towarzystwa Genealogicznego. Przewidujemy mnóstwo ciekawych materiałów, mam nadzieję, że nowa forma spodoba się czytelnikom.
  4. Co chcesz robić w ŚTG? Może i chciałabym posiedzieć, posłuchać, popatrzeć, ale nie ma tak dobrze. Zbyt dużo jest do zrobienia. W ostatnich latach genealogia gwałtownie się rozwija, aby nadążać, musimy podejmować wciąż nowe działania na rzecz środowiska. Na szczęście, koledzy z ŚTG myślą podobnie. Zawsze znajduje się ktoś skłonny dorzucić sobie trochę dodatkowych obowiązków. Jestem pełna podziwu dla tego z nas, który codziennie przed pracą melduje się w archiwum by realizować projekt PUR. Dla koleżanek, które od dwóch lat regularnie skanują dokumenty tegoż PURu. Dla grupy HIENA która fotografuje i indeksuje kolejne wrocławskie cmentarze.Dla młodego człowieka, który z miłości do genealogii pół życia spędza w pociągu, biorąc na siebie wciąż więcej i więcej. Dla innego, który przez rok odwiedzał podwrocławską wieś, by rozmawiać o genealogii z jej mieszkańcami. Dla świetnych kobitek, które dyżurują w Centrum Historii Rodziny, aby przyjezdni mogli korzystać z czytelni. Nie sposób wymienić wszystkich. Gdyby wypadało, powiedziałabym KOCHAM WAS I DZIĘKUJĘ. Ale pewnie taka egzaltacja byłaby nie na miejscu.
  5. Co ci sprawia największą trudność w poszukiwaniach? Kiedy nie wiem gdzie właściwie dalej szukać. Jeśli z wielkiego szarego kłębka nie wystaje żadna nitka.
  6. Co największą radość? Kolejny odkryty akt urodzenia, ślubu, zgonu. Albo nadzieja na jego odkrycie. Albo kiedy zagadka się wyjaśnia.
  7. Czy genealogia zmienia człowieka? Mnie zmieniła na pewno. Zawsze byłam osobna, od lat pracuję sama i lubię to, ale teraz odkrywam radość przebywania w grupie, siłę w poczuciu wspólnoty.
  8. Jak rodzina odnosi się do twojej pasji? Ta bliższa i dalsza? Jak cię widzą bliscy? Mam wrażenie, że jedna nawiedzona osoba w rodzinie wyczerpuje limit. Uszczęśliwia mnie przedzieranie się przez krzaki na zapuszczonym cmentarzu, czy też wielogodzinne przesiadywanie w archiwum, ale przecież wiem, że nie jest to powszechnie akceptowany sposób spędzania czasu. Od tego jest towarzystwo genealogiczne, tutaj spotykają się ludzie o podobnych potrzebach. Problem chyba robi się wtedy, kiedy rodzina czuje się zaniedbywana… pytanie, gdzie jest granica, ile czasu można mieć dla siebie, ile trzeba oddać innym… ja tego nie wiem. Mam tendencje do przeginania…
  9. Ile czasu poświęcasz na genealogię? Chyba za dużo, choć według potrzeb wcale nie.
  10. Jak sobie radzisz w Internecie? Z obsługą średnio, natomiast sieć jako przepastny strych pełen skarbów (przemieszanych z różnego rodzaju rupieciami, często obrzydliwymi, trzeba przyznać sprawiedliwie) podoba mi się bardzo. Nie jestem bezkrytyczna, dostrzegam niebezpieczeństwa i słabości, ale idea jest piękna. Niedawno odkryłam medium społecznościowe i okazało się, że jestem fejsbukowe zwierzę.
  11. Czy używasz programu komputerowego do gromadzenia danych? Jakiego? Jak go oceniasz? Początkowo używałam PAFa i nie „kupił” mnie. W przeciwieństwie do Ahnenblatta, który „zaskoczył”. Gdzieś jednak popełniłam kilka błędów w programie, ich żmudne naprawianie zostawiam na lepszy czas.
  12. Jak duże jest twoje drzewo, ile pokoleń obejmuje? Ze strony mamy – pierwszy przodek o którym wiem, uprawiał ziemię na podkieleckiej wsi gdzieś w połowie XVII wieku. Ze strony ojca – niejaki Jan Rąg, Rong, Rągowicz, chrzcił dzieci, zgłaszał zgon, świadkował innym Rągom, na początku XIX wieku we wsi Grabowo na Podlasiu. Jego syn, Adam, kiedy wywędrował z Grabowa po śmierci ojca, zapisywany był już jako Rągowski. Wcześniej nazwisko w okolicy nie występuje. Sprawdziłam sąsiednie parafie, nie znalazłam. Sprawę utrudnia fakt, że tuż obok przebiegała granica z Prusami Wschodnimi, a księgi stamtąd się nie zachowały. Na pruskie korzenie mogłyby wskazywać imiona i nazwiska: pierwsza żona Jana Rąga nazywała się Dorota Hillemberg, druga Estera, a  inny Rąg, któremu Jan trzymał dziecko do chrztu, miał na imię Gotlib.  Zresztą, w kolejnych aktach zapisywany już jako Bogumił (dosłowne tłumaczenie z niemieckiego), a Estera stała się Teresą. Przodkowie z sąsiednich gałęzi mają rodowód sporo starszy, ale mnie najbardziej interesuje moje nazwisko, ponieważ jestem ostatnia z rodu.
  13. Planujesz spisać swoje odkrycia w formie książki (bloga)? Chciałbyś? Już masz za sobą to doświadczenie? Blog wymaga czasu, systematyczności, interesuje głównie rodzinę – chyba, że przekazuje się wiedzę przydatną ogółowi. Moja rodzina jest mała i niezainteresowana. Natomiast spisywanie historii,  dziejów, analizowanie przyczyn i skutków, snucie przypuszczeń – o tak, jak najbardziej. Kilka razy podchodziłam do tego zadania,  materiał cząstkowy już powstał, ale wciąż brakuje czasu. Wyobrażam sobie, że kiedyś będę mogła zaszyć się w chacie pod lasem z dala od ludzi, z laptopem i stertą papierów i nie wyjdę stamtąd aż nie spiszę wszystkiego. Przepiękna wizja.  Tak naprawdę, nie jestem gotowa, wciąż są białe plamy, wciąż coś do odkrycia, wciąż liczę, że ustalę to czy tamto…
  14. Dla kogo robisz genealogię? Dla siebie. Mam tego świadomość. Być może kiedyś ktoś się zainteresuje, zada pytanie i  dostanie gotową odpowiedź. Tyle mi wystarczy.
  15. Nad czym teraz pracujesz? Znalazłam w Genetece akt ślubu osoby, która mogła być moją prapraprababką, choć nazwisko zapisano trochę inaczej. Przejrzałam mikrofilm i rzeczywiście, chodziło o powtórny ślub owdowiałej przodkini. Indeksujący się pomylił czy zrobił literówkę, trudno powiedzieć. Z aktu odczytałam też miejscowość i parafię urodzenia narzeczonej.  Pełna nadziei sprowadziłam z archiwum w Łomży komplet mikrofilmów dotyczących parafii Białaszewo i miejscowości Okół. Przeglądam i coraz bardziej się rozczarowuję. Bo owszem, znalazłam akt urodzenia Reginy Barcik, ale nic więcej. Żadnego śladu jakichkolwiek Barcików.  Już wiem co to znaczy.  Małżonkowie mieszkali i pracowali w Okole krótko, w tym czasie urodziło im się jedno dziecko, które ochrzcili w kościele parafialnym. Potem powędrowali gdzie indziej. Wiem co i gdzie zdarzyło się siedem lat później, ale zagadką pozostają lata wcześniejsze, sprzed narodzin Reginy.
  16. Czy uważasz, że kiedyś znajdziesz wszystko co się da i będziesz mógł zakończyć poszukiwania? Na pewno w sieci będzie się ukazywać coraz więcej metryk, coraz gęstsze sito pozwoli „odłowić” rozproszonych przodków sztuka po sztuce. Ale nawet gdyby udało się znaleźć wszystkich – zostają jeszcze do sfotografowania cmentarze, dokumenty do zeskanowania, historie do spisania. Prędzej mój czas się wyczerpie.3majka1304a

Komentarze z Facebooka

komentarz(y/e)