Kilkoro z nas wybrało się już w piątek, aby mieć czas na stosowne przygotowania, reszta dojechała w sobotę. Przywitano nas sympatycznie, życzliwie i gościnnie. Wschowa zachwycająca. Miasto na ludzką miarę, z bogatą przeszłością, ciekawą historią, przepiękną architekturą i klimatem. Nie mylić z pogodą, która okazała się niezbyt łaskawa. Dla genealoga wschowskie lapidarium to przeżycie orgazmiczne, jeśli mogę tak powiedzieć. Mimo przejmującego zimna, wędrowaliśmy od pomnika do pomnika z rozdziawionymi ustami. Epitafia, inskrypcje, pełne dat, nazwisk, faktów. Wykute w kamieniu świadectwo istnień ludzkich. Chwała tym, którzy zadbali by przetrwały mimo (zapewne) pokus, aby miejsce wykorzystać „lepiej”.
Sam benefis… jechaliśmy pełni obaw jak wypadnie – organizowaliśmy pierwszą imprezę tego typu w środowisku genealogicznym (drobiazgowi kronikarze by wiedzieli) i nie było wzorów do których można się odwołać. Ale bardzo chcieliśmy pomoc Andrzejowi podsumować i ocenić jego dotychczasową drogę genealogiczną. Może też uświadomić pozostałym, że genealogia to styl życia, wybór który rzutuje na najbliższych i całą rodzinę. Owszem, ograbia ich z należnego czasu i uwagi, ale też daje coś w zamian.
Przez dwie godziny rozmawialiśmy o przodkach, zdarzeniach z przeszłości, wyborach życiowych, cierpliwości i determinacji potrzebnej do tropienia pogubionych krewnych. Odpytywany przez Iwonę Andrzej mówił, żona, synowie, coś dopowiadali – widziałam zżytą, kochającą się rodzinę. Nie wyczuwało się napięcia między nimi, żadnej złej krwi. Pomyślałam, że wiem o jakie „coś” chodzi.
Genealogia właściwie ustawia priorytety. Genealog nie zajmuje się głupotami, rzeczami miałkimi. Wie, że życie jest krótkie i szybko przemija. Rozumie jaką siłę daje pamięć i świadomość własnych korzeni. Wreszcie – otwiera na ludzi. Pomaga budować kapitał społecznego zaufania, towar w dzisiejszych czasach zupełnie deficytowy.
…Może pojechałam po bandzie, zbyt serio na podobną okoliczność. Ale taki ten benefis był. W żartobliwej formie mówiliśmy o rzeczach poważnych i ważnych. Mnie się bardzo podobało. Dziękuję Andrzejowi i jego rodzinie, dziękuję gospodarzom i instytucjom za ciepłe przyjęcie i współpracę. Także kolegom ze Śląskiego Towarzystwa Genealogicznego za wsparcie moralne i liczny udział. Przy pożegnaniu padło wiele miłych słów, zapraszano nas ponownie. Kto wie, może skorzystamy w przyszłości? A może inne towarzystwa genealogiczne zechcą podobnie uhonorować wieloletnie zmagania genealogiczne swoich członków? Godnych kandydatów pewnie znalazłoby się niemało…